„Rozmowa”

  • Byłem już tu
  • obok mnie?
  • Tak, obok Ciebie, w Twojej bliskości, całkiem nie-daleko, cały czas
  • Ukrywałeś się?
  • Nie, po prostu… po prostu byłem niewidoczny
  • Niewidzialny?
  • Nieobecny raczej. Ciężko mi było się odnaleźć, poczuć od środka. Ciężko mi było zobaczyć siebie, dowiedzieć się, kim jestem. Tak, jakbyś się umówiła na spotkanie z obcym człowiekiem, ale nigdy nie widziałaś jego zdjęcia, ani on sam nie powiedział Ci jak wygląda, albo jak się ubrał…
  • Dlaczego miałby nie powiedzieć?
  • Nie wiem. Może tak wolał, może miał z tego powodu jakąś zabawę, że jest szukany? A może coś przeskrobał i bał się przyznać, ujawnić? A może po prostu dlatego, że się boi poznawać nowych ludzi.
  • To dlaczego by się ze mną w ogóle chciał spotkać? Dlaczego by np.miał ze mną rozmawiać przez telefon?
  • No właśnie. Pewnie dlatego, że chciał tego, czego się bał. A może właśnie bał się tego, co chciał. Raczej tak. Mógł bać się, że to, czego chce, jest czymś złym.
  • A czego chciał?
  • Chyba najbardziej po prostu być szczęśliwym.
  • To chyba nic złego? Wszyscy chcemy być przecież w gruncie rzeczy szczęśliwi. To podstawowa potrzeba. Ja sobie nie wyobrażam, że mogłabym bać się być szczęśliwa!
  • Ale przecież nie o to chodzi! Nie o to, że bycie szczęśliwym jest czymś złym!
  • Nie? To o co?
  • O to, czy pragnienie szczęścia dla siebie samego jest czymś złym.
  • No jak można tak myśleć w ogóle?
  • Można. Jeśli się uważa,m że się nie zasługuje. Wiesz, być może on wiedział, że spotkanie ze mną (z Tobą) oznacza coś dobrego. Ale jeśli czuł, że nie zasługuje na coś dobrego, to bał się tego.
  • Nadal nie rozumiem, jak można bać się czegoś dobrego, bać się tego i ostatecznie nie wybierać tego dla siebie.
  • Ano można.
  • Jak?
  • Dostałaś kiedyś coś cennego?
  • Tak.
  • Bałaś się, że to utracisz?
  • Hm… no, chyba trochę miałam takie obawy.
  • A dałabyś to bez lęku obcemu człowiekowi? Albo komuś, kto to może zniszczyć?
  • No co Ty! To by było głupie!
  • No widzisz. Teraz rozumiesz? To kwestia zaufania. Zaufania sobie. Drugiemu człowiekowi. To po prostu zaufanie. Jak komuś nie ufasz, nie dasz mu nic cennego, będziesz bała się, że może to zniszczyć, nie tylko dlatego, choć przede wszystkim, że jest twoje, ale też dlatego, że jest dobre.
  • Nie ufałeś sobie?
  • Cały czas nie ufam. Teraz trochę mniej. Na tyle, że coś dobrego dopuszczam w swoim życiu, żeby sobie to powierzyć i nie bać się, że spieprzę. np., żeby być zauważonym.
  • Widzę Cię!
  • Wiem. Ale wcześniej byłem niewidoczny.
  • Co nie znaczy, że Cię nie widziałam!
  • Widziałaś mnie?
  • Tak. Widziałam, jak się ukrywałeś. Zastanawiałam się zawsze, dlaczego. Wiesz, to nie tak, żę tego nie widać, widać, ale to nie jest …
  • normalne?
  • Nie. To nie jest łatwe. Trudno przyglądać się samotności, lękowi.
  • Hmm… nazwałaś to samotnością, ale ja tego tak nie widzę. To nie samotność, ale raczej… opuszczenie? Porzucenie siebie? I bynajmniej nie chodzi o jakąś mistyczną pustelnię, nie chodzi o brak egoizmu. Wręcz przeciwnie. Jak jesteś daleko od świata, od ludzi, to wariujesz. Chyba, że robisz to w ramach odpoczynku od jego zgiełku. Jeśli masz kontakt z ludźmi, ze sobą, ze światem – możesz sobie pozwolić na mistyczną pustelnię. Jeśli tego nie masz, mistyczna pustelnia tylko Cię wyniszczy, doprowadzi do skraju wytrzymałości…
  • To boli?
  • Tak, boli. Boli tak samo jak moment, w którym okazuje się, że mimo iż idziesz wolniej, to nikt na Ciebie nie poczekał. Najpierw chciałabyś,żeby ktoś szedł obok Ciebie, żeby móc z nim rozmawiać. Gdy już jest z przodu trochę – tylko po to, żeby mieć poczucie, że jeszcze z kimś idziesz. Na końcu wystarczyłoby, żeby był jeszcze na horyzoncie, żeby widzieć drugiego człowieka. Tylko tyle: drobne kolorowe postacie, gdzieś daleko z przodu.
  • A potem?
  • Potem jest jakaś masakra.
  • Mhm…
  • Potem jest wiesz… ciężko, po prostu ciężko. To ostatnie miejsce, w którym chce się wtedy być. Jesteś zła na siebie, że nie dałaś rady szybciej iść, iść razem z nimi.
  • Dotrzymać im tempa?
  • Mhm, jesteś zła, że nie poczekali, że nawet się nie obejrzeli na Ciebie, nie zapytali, jak się czujesz, a w końcu – że nie zwolnili tempa, nie tylko dla Ciebie, ale po prostu, żeby iść razem.
  • To niesprawiedliwe?
  • Tak, to niesprawiedliwe, że tak Cię zostawili. Ludzie powinni czekać na siebie, oglądać się, pytać, czy jakoś pomóc.
  • A Ty zostajesz ze złością na siebie?
  • Dokładnie. Ostatecznie nie akceptujesz tego, że idzie ci gorzej, że jesteś wolniejsza. Wtedy nadchodzi ten moment – porzucasz siebie ze złości na to, że inni Cię porzucili. Masz dość tego, że byłaś wolniejsza, że nikt nie poczekał. Że odeszli i zostawili Cię samą. Więc sama tez odchodzisz od siebie. Stajesz tam, na środku drogi, tupiesz nogami i płaczesz najgłośniej jak możesz. Nie pójdziesz już dalej, żeby zrobić całemu światu na złość… zatrzymasz się, żeby już ich nigdy nie dogonić, i żeby Cię już więcej nie zobaczyli…
  • A najbardziej robisz na złość samemu sobie
  • no właśnie. Pytanie na ile potrafisz się opiekować sobą…
  • A to zależy od tego, na ile opiekowano się Tobą w przeszłości.
  • Widzę,że łapiesz. Rozumiesz coraz lepiej, o co mi chodzi
  • No tak. Wiesz, wydaje mi się, że cały czas mówisz o miłości. Mówisz o niej tak, jakbyś bał się jej dotknąć. Jakbyś bał się, że kwiat, który dotkniesz, zaraz zwiędnie – umrze. Boisz się, że zabierzesz mu piękno, że zabierzesz mu życie. To smutne. Ja myślę, że życia starczy dla wszystkich. Że jest tyle przestrzeni, że każdy może w niej znaleźć miejsce dla siebie. Życie z przeświadczeniem, że biorąc coś dobrego dla siebie zabiera się komuś innemu, albo niszczy, w ogóle jest bardzo trudne. To jest ciężkie.
  • Widzisz: dla mnie to znów trochę inaczej. Nie tyle obawa, że niszczysz, albo że zabierasz, co raczej, że po prostu nie zasługujesz na to, co dobre… nie zasługujesz na dotyk kwiatu, na poczucie jego piękna w swoich dłoniach. Nie zasługujesz na miłość. To nie to samo, co bać się, że je zepsujesz. To zupełnie co innego.
  • Hmm, chyba rozumiem, co masz na myśli. To nie coś negatywnego, co raczej pustka, brak czegoś, jakiś niedobór. Mhmmmm… tak, można tego nie zauważyć, tej subtelnej różnicy, bo trudno jest zauważyć coś, czego nie ma – i że tego nie ma. Z początku jest tylko jakaś niewygoda, jakiś niepokój, i czasem długi czas potrzebujesz, żeby się zorientować, że Ci czegoś brakuje.
  • Dokładnie tak!
  • Czyli… czyli już jesteś bardziej sobą?
  • Chyba tak, teraz już na pewno mniej się boję, mam mniejszy lęk przed…
  • Przed życiem?
  • Nie, przed karą – nie boję się już, że zostanę za coś ukarany.
  • Za co miałbyś być ukarany?
  • Chyba za nic. To po prostu lęk. Lęk nie musi być uzasadniony, racjonalny. Po prostu jest. A gdy jest go dużo, to on Cię jakby wtedy otacza, staje się czymś faktycznym – czymś, jak prawa fizyki, albo jeszcze inaczej – jak powietrze.
  • Ale przecież oddychasz powietrzem! Ono daje Ci życie! Jak lęk może przypominać powietrze?
  • A myślałem, że już zaczęłaś łapać! No, ale dobrze. Powietrza potrzebujesz do życia, tak?
  • Tak
  • A lęku potrzebujesz do życia?
  • Chyba nie.
  • A jeśli coś Ci zagraża? Co wtedy czujesz?
  • Okeeeej, już rozumiem: lęk to uczucie, które daje Ci informacje o zagrożeniach? On uruchamia jakieś reakcje, które pomagają Ci przetrwać?
  • BINGO! Dlatego jest bardzo przydatną emocją – tłumaczy ci, co się z Tobą dzieje w jakiejś sytuacji. Gdy żyjesz w świecie, w którym jest wiele zagrożeń, lęk staje się stałą informacją, stale pali się jakaś różowa czy pomarańczowa lampka, która ostrzega: „uważaj, tutaj jest dla Ciebie niebezpiecznie!”
  • ojej, to musi być jakieś straszne!
  • Tak jest, niestety.
  • Przykro mi… dużo miałeś takich lampek?
  • Bardzo dużo. W zasadzie – to w moim życiu paliły się wcześniej głównie takie lampki. Niewiele było lampek o innych, niż ten pomarańczowy, kolorach…
  • rozumiem…
  • Tak? Czasami nie jestem w stanie uwierzyć w takie słowa. Jak ktoś, kto tego nie przeżył, może to rozumieć? Tacy jak Ty – inni, a ze szczęśliwego świata, tym bardziej nie budzili mojego zaufania. Zawsze myślałem – choć nigdy nikomu nie odważyłem się powiedzieć tego na głos – Tobie mówię teraz pierwszej – „Co Wy możecie wiedzieć o moim życiu? Co Wy możecie wiedzieć o PRAWDZIWYCH problemach?” Mimo to, z Twoich ust, te słowa, czy raczej to słowo – „ROZUMIEM” zabrzmiało teraz dużo bardziej wiarygodnie… Nie wiem w zasadzie – dlaczego? Może już zmieniło się moje podejście, może już nie wyobrażam sobie całkiem egocentrycznie, że jestem pępkiem świata, że mam najgorzej – i nie odbieram już prawa – którym przecież nigdy nie dysponowałem – do czucia się źle innym ludziom? Albo do wczuwania się w moje położenie…
  • …Pewnie tak
  • Ale może Ty po prostu NAPRAWDĘ rozumiesz?
  • Myślę, żę Cię rozumiem. Po prostu, czysto po ludzku – myślę, że życie w ciągłym lęku, przy wiecznie włączonych lampkach alarmowych, po prostu musi być trudne, pełne … bólu? Cierpienia? Niepewności?
  • Cieszę się…
  • Z czego?
  • Że ktoś w końcu dał mi prawo do czucia tego, co czuję; że zauważył w moim życiu ten trud, który pokonuję każdego dnia…
  • 🙂 To nie jest jakoś bardzo trudne… Przecież o tym mówisz – a ja Cię tylko słucham.
  • „TYLKO”?! Ty przecież AŻ słuchasz! Spotkać dziś kogoś, kto umie naprawdę słuchać, to jak znaleźć igłę w stogu siana! Chociaż nie wiem, czy tak używa się tego powiedzenia, haha. Takie szczęście, taki fuks!
  • No widzisz? Zobacz, jakiego masz FUKSA, że mnie spotkałeś… a ja się cieszę, że Ciebie spotkałam.
  • Naprawdę? Dlaczego? Nie dość, że połączył nas niefortunny przypadek, to jeszcze zacząłem się obnażać z moich smutnych doświadczeń…
  • Tak. Ale to nie ma dla mnie takiego znaczenia – to jest tylko przecież jakaś treść, a ja Cię jakoś polubiłam… po prostu.
  • No ładnie… teraz, to się zawstydziłem!
  • Polubiłam Cię, bo… jesteś taki wrażliwy? I dostrzegasz, że Cię słucham… A ja Cię słucham, bo mówisz mi przecież ważne rzeczy.
  • 🙂
  • Wiesz, w tym moim „szczęśliwym” świecie ludzie, nie dość, że się nie zauważają, to jeszcze mówią sobie nieważne rzeczy.
  • No co Ty??
  • No, serio. Mam mnóstwo znajomych, koleżanek, które są w stanie gadać tylko o głupotach… i wiesz co?
  • Co?
  • Kiedy tak gadają – nie są w stanie nawet zauważyć, że je słucham! Gadają tylko po to, żeby tylko wysyłać jakieś dźwięki do świata, zajmować czyjąś uwagę, być w centrum. Czasami siedzę z nimi, wyłączam umysł i zaczynam widzieć dziwność sytuacji… słowa przestają mieć znaczenie, a słyszę tylko ton głosów, jakby śpiew, ale śpiew o niczym – jakby ptaki ćwierkały, w taki niezrozumiały sposób. To po prostu jest wtedy jakaś sytuacja, z jakimiś ludźmi, którzy nawzajem wydają sobie jakieś dźwięki.
  • Wow!
  • Dlatego Ty zwróciłeś też moją uwagę… Zauważyłeś, że ciebie słuchałam, zareagowałeś na to, że JESTEM. Poczułam się ważna, też zauważona… A to jest bardzo miłe. Ja tak bardzo potrzebuję być zauważona. Mam czasami dość tego „szczęśliwego” świata!
  • Serio? Nie wierzę!
  • SERIO SERIO. Przecież… przecież w tym świecie nikt siebie nie widzi, nikt nie widzi drugiego człowieka! Ludzie siebie nawzajem NIE WIDZĄ! Patrzą, ale nie widzą! Wiesz – im się tylko wydaje, że widzą. Wydaje im się, że widzą swoich chłopaków, że widzą swoje dziewczyny… a potem? Patrzysz na nich i widzisz jak się okłamują! Najpierw są tak zapatrzeni w siebie – jak w obrazki! Ale jak widzę to z boku, to widzę mgłę w ich oczach, widzę, jak im się te źrenice rozszerzają po tym, jak się całowali – jak po narkotykach! Mgła przed oczami – widzę to, że oni nie widzą. Widzę, i nie mogę nic zrobić…
  • Wiesz. Ale mi się też może tylko WYDAWAĆ, że Ciebie widzę!
  • Nie. Właśnie Ty to mówisz na głos. Sam wątpisz, sam to próbujesz, sam sprawdzasz, czy tak jest. A ja mówię o tych przypadkach, które twierdzą, że widzą, twierdzą, że widzą!
  • Ano, rozumiem już.
  • Rozumiesz? No właśnie! Bo mnie słuchałeś, wyobraziłeś sobie to, o czym mówiłam. Jesteś… jesteś taki obecny, jesteś taki prawdziwy! Ludzie z mojego „szczęśliwego” świata tego nie mają… Zaczynam się Tobą fascynować. Ludzie z mojego świata mają wszystko… wakacje 3 razy w roku, samochody i mieszkania od rodziców, no i oczywiście pieniądze. Ale są jakby nieobecni, są jakby nieprawdziwi! A Ty… Ty jesteś z krwi i kości, patrzę w Twoje oczy i nie widzę tej mgły. A kiedy widzę, że mnie słuchasz, że słuchasz Z UWAGĄ, to przechodzi mnie jakiś dreszczyk. Dreszczyk ekscytacji, dreszczyk czegoś nieznanego. Kiedy kończę mówić mam tę ekscytację, przed tym, co usłyszę od Ciebie. Od ludzi z mojego świata słyszę ciągle te same rzeczy, a ci sami ludzi są już na wskroś przewidywalni. A Ty… nie wiem, co powiesz, nie wiem, jak zareagujesz. Nie jestem w stanie przewidzieć, co i jak mi powiesz… i to jest właśnie super – że…. mówisz, jakbyś żył tylko tu i teraz. W dzisiejszym tu i teraz powiesz jedno, ale jutro, jutro to będzie coś zupełnie nowego i innego… jestem ciekawa tego, co powiesz do mnie jutro. Jestem ciekawa tego, co zrobisz, jak się w stosunku do mnie zachowasz. Chce mi się na to czekać, i chce mi się przez to przy Tobie zostać, zostać na dłużej, niż tylko na tę godzinę lub dwie… którą rozmawiamy.
  • Miło mi, naprawdę mi miło! I to jest takie… przełamujące? Takie… dobre. Takie uzdrawiające. Nigdy nie sądziłem, że będę tak mógł rozmawiać z kimś takim, jak Ty… z kimś z Twojego świata.
  • Naprawdę?
  • Nie wierzysz? No, naprawdę. Nie dawałem sobie w końcu prawa do wielu rzeczy… nie mieściło mi się w głowie, że to jest jakoś dla mnie dostępne, że w ogóle jest dla mnie MOŻLIWE. To po prostu pomysł z kosmosu… Wiesz, coś jakby przeprowadzić się do Tokio, kompletnie inny język, inna kultura – wszystko odległe… inne… OBCE.
  • Mhm…
  • Na przykład – te wszystkie nieistotne rzeczy, o których tam – u Was – się mówi… Ja zawsze myślałem o sobie, że jestem do tego niezdolny – że nie umiem. I tak sobie myślę – serio – nie umiem rozmawiać, mówić o błahych rzeczach. Wiesz, mi też długo zajęło, zanim nauczyłem się mówić.
  • Jak to, nie nauczyłeś się mówić jako dziecko??!!
  • Nie no. Nauczyłem się mówić jako dziecko! Tzn. wiesz… właśnie dla mnie to nie było mówienie – bo nie było prawdziwym wyrażaniem siebie. Tzn.mówiłem coś, ale… ale to nie było MOJE. To były jakieś rzeczy, których nawet już nie pamiętam. Po prostu… to był właśnie świat słów bez znaczeń, zdań bez sensu, rozmów pozbawionych treści. I nie w tym sensie, w jakim widziałem te Wasze „błahe” rozmowy. Właśnie zawsze były one dla mnie pełne znaczeń i treści, których nie rozumiałem… te wyjazdy na narty, samochody w liceum, wyjazdy na drogie koncerty w wakacje… To są rzeczy, których zawsze Wam zazdrościłem, a nigdy nie miałem do nich dostępu. Trochę jakbyście mówili o drogiej biżuterii, na którą mnie nie było stać.
  • Rozumiem… Ale nie sądzisz, że jeśli rozmawia się tylko o niej, to trochę smutne? Smutne jest chwalenie się ciągle tymi rzeczami, czy nawet nie chwalenie – po prostu rozmawianie o tym – ale tylko o tym? Choć dla mnie, jak Ci już powiedziałam – trudno nazywać rozmowami te nieistotne sprawy. Rzadko rozmawiam z kimś tak, jak właśnie z Tobą… w zasadzie – to nigdy z nikim tak nie rozmawiam.
  • No właśnie. Teraz już wiem, jak to wygląda… że to są nieistotne rzeczy. Bo wiesz… dla mnie to były istotne rzeczy, istotne, bo mnie wykluczały. Nie mogłem w nich uczestniczyć, nie mogłem o nich autentycznie mówić – musiałbym przecież kłamać – a to szybko byłoby zdemaskowane. Po prostu – bolało mnie nie to, że tego nie miałem, ale to, że mnie to wykluczało z kontaktów, wykluczało mnie z rozmów i z relacji. A ja zawsze chciałem być z Wami w relacji.
  • Wiem. I wiesz co, jak to widzę teraz, to trochę mi wstyd za ten nasz świat. Za to, że właściwie… nic innego poza nim nie widzimy. Nie widzieliśmy. Że ja nie widziałam. Nie widziałam innych wartości, nie widziałam, że to jakoś może wykluczać… wykluczać, wiesz, wartościowych ludzi.
  • Masz na myśli np. mnie?
  • Nie na przykład. Mam na myśli Ciebie. Myślę, że jesteś takim wartościowym, dobrym człowiekiem. Jak pomyślę o tej izolacji, to płakać mi się chce. To naprawdę niesprawiedliwe, że tak jest, tak było… Nie chcę, żeby tak było.
  • Ale tak jest, niewiele możesz z tym zrobić. Teraz to sobie pomyślałem, że użalasz się nade mną…
  • Ależ nie!
  • …A ja tego bardzo nie lubię. Od razu czuję, jakbyś była nadal „jedną z nich” – tych patrzących z góry, tych odgradzających się przedmiotami, wakacjami, pieniędzmi.
  • Ależ NIE! Ja po prostu poczułam to, co Ty musiałeś czuć! Przecież musiało Ci być smutno, prawda?
  • No… myślę, że tak. Ale przyzwyczaiłem się. To właśnie staje się jak powietrze – oddychasz tym cały czas. To znów jak ten lęk. Lęk i smutek. Łatwo stają się tłem. Myślisz sobie: one już będą w moim życiu NA ZAWSZE. To tacy nieproszeni goście, w Twoim domu, ale Ty jesteś za słaba, za mała, żeby się ich pozbyć. Jesteś dzieckiem, zostawionym samemu w domu, do którego wszedł ktoś obcy – to chyba najlepsze porównanie.
  • Jezu, straszne.
  • No, i nie ma tam żadnego dorosłego, żadnego rodzica, który by mógł wyprosić tego gościa, a w razie czego obronić Cię przed nim. I jak tak ten gość zacznie tam czuć się jak u siebie – pójdzie do toalety, zrobi sobie herbatę, puści swoją muzykę, a przy tym będzie wydawał jeszcze te swoje dźwięki…
  • …Dźwięki?
  • No, będzie np. chrząkał, albo gadał do siebie pod nosem… to wtedy… no właśnie – jak myślisz? Co wtedy zrobisz? Tzn. co zrobi wtedy taki słaby i mały człowiek, takie dziecko – kiedy jest we własnym domu?
  • Ucieknie?
  • No, może też uciec. Tylko dokąd takie dziecko, które nie ma gdzie pójść, pójdzie?
  • No tak… Czyli zostanie? Tak, zostanie. Zostanie i będzie… krzyczeć?
  • No, mogłoby też krzyczeć. Ale ten gość jest naprawdę dużo większy i wydaje się groźny. Tak, że mógłby zrobić coś niedobrego.
  • No więc wtedy… wtedy pewnie dziecko się chowa.
  • Tak. Wtedy dziecko się chowa. Przestaje wydawać dźwięki, chce być całkiem cicho. Boi się, że już nawet sam oddech wydaje za dużo dźwięków. Więc próbuje nawet, w tej swojej kryjówce, uciszyć własny oddech. No i nie udaje mu się, to jasne. Nawet orientuje się, że im dłużej wstrzymuje wydech, tym głośniej potem nabiera powietrza. Więc… chowa się i siedzi cicho, bez ruchu. Np. siada w szafie, przez szparę obserwuje nieproszonego gościa i zamiera w bezruchu. Cierpną mu nogi, albo tyłek – przecież nie może się ruszać.
  • Po prostu udaje, że go nie ma… no tak. Straszne! Ale tak może tylko na chwilę?
  • Bo to tylko historia… ale jak masz co jeść, i nie brakuje Ci dachu nad głową, to możesz siedzieć w szafie z lęku przed tym gościem, co zajął twój dom, nawet całymi latami… Zapominasz w końcu, że to Twój tom, że to Twoja kuchnia, Twoja łazienka, Twój pokój. Potem przestajesz się w tej szafie mieścić, więc z przymusu zaczynasz wychodzić, kłaniać się panu domu – on przecież przez tyle lat się tam całkiem zasiedział.
  • Jezu, ale przecież ten gość to lęk i smutek! To jakaś masakra!
  • No ,ale przecież Ty już o tym nie pamiętasz! Dla Ciebie to właściciel domu, w którym się wychowałaś… A w zasadzie, to w którym siedziałaś całe lata zamknięta – czy raczej ukryta przed światem. Nikt Cię tam przecież nie zamykał. Sama się tam schowałaś, bo bałaś się tego silnego, nieproszonego gościa, który zajął dawno dawno temu Twoją przestrzeń.
  • I zapomniałam już, że ta przestrzeń była moja…Nie pamiętam już, że ona była moja.
  • No, nie pamiętasz.
  • I czuję się, jakbym była obca – jakbym była nie była u siebie. Jakbym była obcym we własnym domu.
  • A że przez lata nie wychodziłaś z szafy – cały świat zewnętrzny wydaje się jakimś… szaleństwem, pełnym cudownych i niezrozumiałych zdarzeń. Większość tego świata nie mieści ci się przecież w głowie. Wszystko, co było naprawdę Twoje, mieściło się dotąd w małej starej szafie, w której czułaś się jak w domu…
  • To naprawdę smutne, i trudne… I nie wiem, co bardziej – czy smutne, czy trudne. Gdy myślę jedno, to drugie wydaje mi się mocniejsze i na odwrót…
  • Wiesz dlaczego? Bo to jedna z najsmutniejszych i najtrudniejszych rzeczy… Nie byłem nigdy poważnie chory, ale myślę, że lepiej znosić poważną chorobę, ale być… być kochanym? Niż zdrowym, ale…
  • … Opuszczonym.
  • Tak, wygnanym z własnego domu, wyobcowanym z własnej przestrzeni, z własnego życia.
  • Wiesz. Mam ochotę Cię przytulić. Ale najlepiej takim przytuleniem, które by Cię przytuliło każdego dnia Twojej samotności, każdej chwili Twojego opuszczenia… I cholernie mi smutno, że musiałeś coś takiego przeżywać. To naprawdę mi się w głowie nie mieści. Gdy pomyślę o tym, że wyjeżdżałam na narty, a Ty nie mogłeś, że spędzałam mnóstwo czasu w swoim domu – bez lęku, bez smutku a Ty w tym czasie siedziałeś w szafie, przepełniony chęcią zniknięcia – to serce mi się kroi… Nie chcę, żeby tak było, żeby tak się działo… Czuję się mega winna za to, co przeżyłeś. Czuję się odpowiedzialna za to, że nikt tego nie widział, że ci dorośli, którzy powinni się Tobą opiekować, tego nie robili.
  • Ale nie czuj się winna… to nie Twoja wina, to przecież nie Twoja odpowiedzialność. Ja się z Tobą tylko dzielę tym, co przechodziłem… nie po to, żebyś brała na siebie odpowiedzialność za tych, co coś spieprzyli. Tylko po to, żeby dać Ci się poznać, żebyś wiedziała, kim jestem, w jakiej byłem sytuacji…
  • Wiem. Ale czuję się w obowiązku zadośćuczynić Ci za to wszystko, co przeszedłeś. Nie w swoim imieniu, ale w imię zadośćuczynienia, które powinno nastąpić. Takie rzeczy powinny być zadośćuczyniane.
  • Rozumiem… to miłe. Jednak nie wiem, co mam Ci powiedzieć. Strasznie, ale to strasznie smutno się zrobiło…
  • Jej. No, ale to ważne rzeczy! Nie bagatelizuj tego, co czujesz, co przeszedłeś. To jesteś TY, to jest Twoja historia!
  • To moja historia – to nie ja. Ja już się z tym nie utożsamiam… Już od lat nie byłem w tej szafie… Od dawna też nikomu już o tym nie opowiadałem…
  • Wiesz, jesteś takim pięknym człowiekiem, nie wyobrażam sobie przez co musiałeś przechodzić.
  • Czasami do mnie to dochodzi, czasami zdaję sobie z tego sprawę i czuję, że jestem piękny
  • Dlaczego takie rzeczy przytrafią sią się dobrym, pięknym ludziom?
  • Wiesz… ja nie jestem pewien, czy byłem takim człowiekiem, zanim mnie to spotkało. Czy nie jestem takim właśnie człowiekiem dokładnie z tego powodu – z powodu tego, co przeszedłem. Choć… Choć powiem Ci, że myślałem, że nie jestem piękny. A wręcz przeciwnie… lata z nieproszonym gościem w moim domu zaskutkowały tym, że nie miałem kontaktów z ludźmi. Że nie widziałem ich reakcji na mnie
  • Nie mogłeś się zobaczyć w odbiciu w ich oczach?
  • Nie mogłem. Wychodząc z domu bałem się, że ktoś mnie zacznie oglądać, że przyjrzy się mi i zacznie dopytywać o szczegóły. Włącznie z tym, gdzie mieszkam – a wtedy miałbym realny problem.
  • Bo pod Twoim adresem Cię nie było?
  • Tam mieszkał przecież nieproszony gość. To on otworzyłby drzwi wszystkim, którzy chcieliby mnie odwiedzić – nie mogłem więc podawać zbyt dużo informacji na swój temat… jeszcze ktoś chciałby mnie odwiedzić, a wtedy spotkałby się z nieuprawnionym panem mojego domu – z lękiem i smutkiem, który robił tam to, co chciał.

Dodaj komentarz